Jak jedna rodzina, na której czele stoją Brendan i Lisa. Jak jeden wielki idealny spektakl, który hipnotyzuje i trafia w najgłębiej ukryte emocje. Jak jeden wieczór, który zmienił moje myślenie, poruszył moją wrażliwość i zachwycił. Zastanawiam się jak żyć, skoro od dłuższego czasu czekałam tylko na występ Brendana i Lisy. Nie jestem w stanie zająć się sprawami bieżącymi, bo wciąż gdzieś w środku przeżywam wczorajszy wieczór i bardzo trudno jest mi się z tym rozstać. Lisa i Brendan wyglądali przecudnie.
Muzycy na scenie pozbawieni byli jakichkolwiek manier, bez gwiazdorzenia, całość koncertu została zachowana w odpowiednim umiarze. Właśnie ten cudowny minimalizm jest bez wątpienia fenomenem zespołu. Każda część mnie, każdy mój zmysł przeżywał ten wieczór. Te dwie godziny minęły w błyskawicznym tempie. Lisa wyglądała zjawiskowo, ktoś kiedyś trafnie stwierdził, że wygląda jak anioł. Brendan świetnie sobie radził zarówno z instrumentami, wokalem jak i (!) swoim ruchem scenicznym. Czasami miałam wrażenie, że ma ochotę tańczyć, chociaż jego ruchy trudno nazwać tańcem. Niewątpliwie oboje są w świetnej formie. Pamiętam, że siedziałam jak zahipnotyzowana podczas całego koncertu. Tego stanu, który towarzyszył mi nie można w żaden sposób opisać. Miłość do Brednana i Lisy oraz ich muzyki spotęgowało wczorajsze wydarzenie. Wielokrotnie oglądałam nagrania z trasy koncertowej i muszę przyznać, że w Sopocie wszystko się zgadzało. Każdy szczegół, partie wokalne, instrumenty, zachowanie muzyków wszystko to było idealne. Siedziałam bardzo niedaleko głośników, bo w pierwszym rzędzie, nagłośnienie nie było rewelacyjne, ale nawet to w żaden sposób nie wpływa na ocenę koncertu. Nie chcę go nawet oceniać. Takich dzieł się nie ocenia, je się po prostu przeżywa. Spełniłam swoje marzenie, ale wciąż czuję niedosyt. To trwało zbyt krótko. Mogłabym w nieskończoność patrzeć na tych pięknych ludzi, słuchać ich pięknych głosów, wzruszać się każdym utworem. Wzruszenie, radość, podniecenie, prawdziwa mieszanka emocji. Wydawało mi się, że po koncercie z łatwością napiszę jego recenzję, jednak muszę przyznać, że ten zabieg jest niemal niemożliwy. To co przeżyłam wczoraj nie potrafię ubrać w żadne słowa. Takich chwil nie da się opisać, należy je przeżyć osobiście. Pamiętam doskonale moment kiedy muzycy weszli na scenę i zaczęło rozbrzmiewać "Children of the Sun". Chyba nigdy niczego tak mocno nie wyczekiwałam. Nie mogłam uwierzyć, że oto przede mną stoi cały skład zespołu
Dead Can Dance. "Agape" w wykonaniu Lisy potwierdziło jak ogromną moc ma jej wokal i jak świetnie operuje nim na żywo.
Miałam dreszcze na całym ciele... a to dopiero początek. Nieco żywsze "Rakim" wprowadziło nastrój, który jeszcze bardziej spotęgował moje emocje. "Kiko" to utwór, który najbardziej mi się podoba z albumu Anastasis w wykonaniu Lisy. Wspaniale zaaranżowany na żywo dostarczył mi kolejnych emocji, które tego wieczoru nie miały końca. Podczas słuchania utworu "Amnesia" bardzo dokładnie przyglądałam się Brendanowi i z całego serca chciałam ten jeden jedyny moment zatrzymać. Wspaniały wokal Brendana, uwielbiam ten kawałek. Ogromny aplauz miał jeden z utworów, który bez wątpienia budzi we mnie największe wzruszenie- "Sanvean". Dla takiej chwili warto żyć. Głos Lisy jest niepowtarzalny, żaden inny się jemu nie równa. Wspaniała chwila. "Black Sun" to kolejny utwór niecierpliwie wyczekiwany przeze mnie. Brendan w każdym utworze popisał się wokalnie i co do tego nie mam zastrzeżeń. Ten utwór mogłabym słuchać bez końca. Prawdziwy kunszt. Utwór "Nierika" pozwolił przenieść nas w nieco inny klimat. Zawsze ten utwór wraz z albumem "Spiritchaser" kojarzy mi się z pewnym odstępstwem od klimatu muzyki DCD. Nareszcie "Opium", który bez wątpienia jest jednym z najlepszych kawałków z albumu Anastasis. Nie potrafię opisać jak bardzo byłam podekscytowana kiedy słuchałam i obserwowałam Brendana. "The Host of Seraphim" to kawałek, którego nie tylko ja nie mogłam się doczekać. Było wyraźnie słychać, że publiczność również bardzo ceni sobie ten utwór i poraz kolejny cudowne wykonanie Lisy i Brendana. Grecki utwór "Ime Prezakias" zaśpiewany przez Brendana miał inny klimat niż poprzednie kawałki, ale w jakiś piękny sposób współgrał z wokalem Perry'ego i tak o to powstało kolejne arcydzieło. Jeszcze zanim pojawiła się nowa setlista narzekałam, że na koncercie nie będzie żadnego utworu z Within the Realm... Byłam przeszczęśliwa kiedy dowiedziałam się, że na setlistę została wprowadzona "Cantara". Podczas tego utworu przypomniały mi się pierwsze początki przygody z zespołem. Tutaj miałam kolejną możliwość przekonać się jak potężny jest wokal Lisy. Spokojny kawałek "All in Good Time" nie należał do moich ulubionych spośród innych z płyty Anastasis. Mogę śmiało przyznać, że pokochałam ten utwór po usłyszeniu go na żywo.
I nagle muzycy opuszczają scenę, Brendan żegna się z publicznością. Coś we mnie krzyczało, sprzeciwiało się końcowi. Chciałam w tym trwać jak najdłużej, nie mogłam uwierzyć, że to tak szybko minęło. Publiczność wstała, głośne owacje na stojąco trwające dobre dwie minuty i DCD z powrotem powraca na scenę. Co wtedy poczułam? Ulgę. Ulgę, że to jeszcze nie koniec. Na bis "The Ubiquitous Mr. Lovegrove" i te ujmujące ruchy Brendana. Widziałam to już wcześniej na nagraniach, ale teraz miałam okazję przekonać się na żywo z jaką pasją zarówno Brendan jak i Lisa obcują z muzyką. "Dreams Made Flesh" to naprawdę piękny utwór, pięknie zaśpiewany i znowu coś chwyta za serce... Teraz prawdziwe "cudo" wieczoru- "Song to the Siren". Słuchałam tego utworu w najwyższym skupieniu. Czułam się jak sparaliżowana przez te kilka minut. To było coś niezwykłego. Ostatni, zamykający koncert utwór "Return of the She-King" to wokalem Lisy, Brendana i chórków Astrid podsumowanie pięknego, niezapomnianego, niesamowitego wieczoru, który na zawsze zachowa się w mej pamięci. Być może to co napisałam ma charakter nostalgiczny, ale powodem tego jest fakt, że jeszcze do końca nie otrząsnęłam się z emocji jakich dostarczył mi wczorajszy koncert. Mogę szczerze i bez żadnych wątpliwości nazwać ten koncert najważniejszym wydarzeniem w moim życiu.
Wydaje mi się, że wszystko zarejestrowałam w pamięci i w sercu, ale wiem też, że aby takie chwile nie blakły w pamięci należy je powtarzać. Wierzę, że jeszcze będzie mi dane być świadkiem tak niezwykłego wydarzenia.