To miał być przysłowiowy skok na bank... Plan był jasny i prosty - nakręcić wielokamerowe DVD. Ja miałem nagrać audio (nie spodziewałem się rewelacji, gdyż koncert był na otwartym powietrzu), mój syn (Tomasz, lat 18) miał filmować cały koncert ze statywu z miejsca, gdzie przypadkowi przechodnie nie wchodziliby w kadr. Mój siostrzeniec (Marcin, lat 12 - wtedy) miał obstawiać prawą stronę w pobliżu sceny w celu nakręcenia wielu krótkich zoomów i moja córka z aparatem fotograficznym by cykać jak najwięcej fotek. Mój przyjaciel Tomasz miał otoczyć opieką lewą stronę i stamtąd filmować może nawet kilkadziesiąt minut ujęć, ile bateria da radę.
Wszystko wydawało się tak proste, tym bardziej, że udało się nam bez większych przeszkód wnieść cały sprzęt, łącznie z dużym statywem (zasługa mojej starej dobrej marynarki - dwa numery za dużej, ale jakże pojemnej). Na scenie grał już jakiś metalowy band. Brzmienie było fantastyczne ku mojemu zdziwieniu. Rozstawiłem się wraz z synem pomiędzy namiotami nagłośnieniowców, by dostać na rekorder to co oni słyszą. To była dobra decyzja, choć dystans 50m od sceny wydawał mi się trochę duży. Recorder ustawiłem podług bandu na scenie, na ciut niższy poziom pod czerwoną linię... Zbliżała się godzina koncertu Brendana. Kamera syna gotowa. Najpierw mała bateria na suport Astrid Williamson, wolni strzelcy rozstawieni na flankach. Czas płynął wolno a metalowy band nie bardzo kwapił się do zejścia ze sceny... I tak zleciała cała godzina. Wszystko opóźniło się o ponad 45 minut i na dzień dobry pierwsza niemiła niespodzianka... Zapowiedź konferansjera Festiwalu i Brendan wchodzi na scenę, nie ma występu Astrid, a my mamy załadowaną małą baterię w kamerze nie wystarczającą na cały koncert Brendana (szepnąłem do ucha synowi: zmień na dużą jak tylko nadarzy się okazja). Jest coraz ciemniej... Księżyc ukazał się nad horyzontem. Otwarcie "Tree of Love", spojrzałem na rekorder bo natężenie dźwięku wydało mi się mocniejsze, byłem tuż pod czerwoną linią bez marginesu bezpieczeństwa, szczęśliwie tylko czasem lekko ją trącając, lecz to co dochodziło do moich uszu nie brzmiało dobrze, zespół, który był chwilę przed Brendanem brzmiał czysto i CUDOWNIE a tu nagle słyszę kupę hałasu. Na domiar złego zaczynają się jakieś różne przydźwięki ze sceny przypominające zgrzyt powstający z wadliwej pracy złączy pomiędzy głośnikiem a którymś z instrumentów. Na "In Power We Entrust" wysiada gitara basowa, technicy coś majstrują przy piecu basisty... Jest, chodzi, lecz przydźwięków nieustanny ciąg dalszy. Na "Love On The Vine" Brendan poirytowany przestaje przez chwilę śpiewać, też zaczynam się irytować bo wszystko to wygląda fatalnie. Na "Carnival Is Over" wymiana przewodu od gitary basowej i prace przy okablowaniu perkusji, ... To jednak nie było przyczyną wydobywających się zgrzytów. Nie myliłem się, po wymianie przewodu basiście nic nie uległo zmianie. Na twarzy Brendana widać zakłopotanie i przygnębienie. Gdyby nie był to festiwal może przerwałby koncert i odnalazł przyczynę tego horroru, a tak wydał się jak maratończyk, który na ostatnim oddechu chce zaliczyć już tylko metę... Z każdą chwilą "oddech" wyraźnie się kurczył. Przez myśl przeleciała mi sugestia, wystarczyło tylko zagrać na poziomie głośności poprzedniego zespołu i byłoby cudownie, lecz z tego otępienia myślowego wyrwał mnie fakt, że kontrolka mojego rekordera przestała się palić... BATERIE!!! Wykrzyknąłem w myślach. Tak, padły, zupełne nówki... To była ponad połowa "A Passage of Time" dopiero. Nerwowo zmieniam je wiedząc, że I tak recording jest stracony, nie poddaję się jak Brendan... Mam, działa, ale moja mina podobna jest do miny Brendana, zasępiona i zrezygnowana... W myślach kołacze się jeszcze perspektywa wymiany baterii w kamerze. Syn próbuje między kolejnymi utworami. Tracimy kilka sekund "This Boy'a" - próba nieudana... W końcu jest band introduction. Udaje się... Dotrwaliśmy do końca w tej technicznej gehennie, my w swojej, Brendan w swojej.
Komentarze wokół mnie po koncercie były druzgocące odnośnie brzmienia, oburzenie słuchaczy było ogromne. Zebrałem swoją ekipę, Marcin oświadczył, że nakręcił wiele zoomów. Tomek nie miał dobrych wieści. Kilka godzin wcześniej grał Lebowski i większość baterii pożarł mu ten band. (Jak okazało się później, jego ujęcia były tak dobre, że zespół poprosił go o ten materiał, wykorzystując jego filmy na swoim oficjalnym profilu). Brawo Tomek. Niestety bateria padła mu na "A Passage of Time" i tych najlepszych ujęć nie dane nam było za wiele.. Pobity jak bokser po przegranej walce wróciłem do domu... Przelałem pliki na PC nie przeglądając ich przez wiele dni. Kolejnego dnia następny koncert Brendana, spotkanie z nim samym, zgoda na sounboardy. Inowrocław poszedł w niepamięć. Po miesiącu zajrzałem do plików. Audio ładne... Cóż z tego, niekompletne, brakuje trzech minut. Pliki filmowe też ładne, cóż z tego, też niekompletne.
Zacząłem mailować do kilku ludzi z You Tube. Ktoś nagrał audio, ale przester był zbyt duży, pliki bezwartościowe. Nikt też nie filmował Band Introduction i "This Boy'a". Projekt legł w gruzach. Miłe jest to, że jednak ludzie odpisują chcąc pomóc, cóż z tego, nie mają brakujących elementów tej układanki. Minęły kolejne trzy miesiące, przeglądam You Tube i widzę 20 minutowy fragment koncertu, piszę do autora. Po dwóch dniach dostaję odpowiedź - tak, nagrałem cały koncert. Podałem adres, po tygodniu przychodzą pliki. Cały koncert! Film taki sobie, ale cały. Audio z kamery BARDZO Ładne! Mailuję do gościa z podziękowaniami, okazuje się weteranem amatorskiego filmowania, na rozkładzie ma wszystkie edycje Jarocińskiego Festiwalu a jego prace brały udział w wielu dokumentalnych konkursach... Są jeszcze TACY ludzie na świecie. Po długiej namowie (pan Ryszard myślał, że to co robimy jest nielegalne) pozwala mi na użycie jego plików.
Minęły dwa lata a pliki nadal w szufladzie, co prawda projekt w Sony Vegasie był od dawna (Paweł zrobił go dość szybko), lecz jego zawartość była tak obszerna, że wymagała od PC-ta nie lada sprawności. Nie dysponował tak wydajnym kombajnem w tamtym czasie... Jest grudzień 2013. Mój siostrzeniec Marcin (obecnie 14-sto latek) pyta mnie:
- wujek, a co z tym koncertem z Inowrocławia, który filmowałem?
- leży w szufladzie gdyż wymaga dużo RAM i dużo pracy odnośnie obróbki audio, odparłem.
- wujek, ja mam takiego kompa i nauczyłem się też obrabiać audio.
Szczęka mi opadła! Jednocześnie ogniki zapaliły mi się w oczach. Zawiozłem mu na hard drivie pliki i projekt Pawła i dziś tj. 25 stycznia 2014 oglądam ten koncert w wersji ostatecznej MPG i to w dwóch wersjach z dwoma rodzajami audio jako 2cam mix i 4cam mix.
Plików filmowych pana Ryszarda nie użyliśmy zbyt wielu, ale dzięki nim to DVD mogło w ogóle powstać no i audio jako matrix z moim nagraniem brzmi całkiem przyzwoicie, myślę...
Dziękuję Ci Rysiek