U podstawy działalności
Dead Can Dance zawsze leżała pewna bezkompromisowość artystyczna osadzona na gruncie wiecznego niepokoju, pojmowana jako pragnienie nieustannego poznawania i badania nowych obszarów twórczych oraz ciągłego odradzania się przez dźwięki. Można powiedzieć, że w swej wolności i pierwotnej czystości zespół nie znał pojęcia emocjonalnego, mentalnego ograniczenia, stąd też tkwił zanurzony w mroku zagadki - w niezmiennym jednak związku z jasnością i wysokością, z odgłosami z wnętrza nieznanego i wyczuwalnie absolutnego. Rok 1985, kolejny ważny etap w swej działalności, grupa przywitała niezwykle ważnymi zmianami. Z dalszej, stałej współpracy zrezygnowali bowiem James Pinker, Peter Ulrich i Scott Rodger. Od tamtej chwili DCD stanowiło duet:
Brendan Perry i
Lisa Gerrard; wówczas - wydawało się - przypisani sobie nawzajem, przepełniający swą namiętną miłością dźwięki, słowa i obrazy. W zasadzie od samego początku działalności zespół postrzegany był jako twórcza, natchniona rozmowa ich dwojga. Odtąd grupa zamieniała się w wieloosobowy skład jedynie podczas sesji nagraniowych i tras koncertowych. W dodatku koncepcja nowej muzyki, poszukiwania innych barw i zatrzymywania chwil oznaczała konieczność całkowitej zmiany i rozszerzenia instrumentarium. W efekcie do nagrania drugiego dużego albumu zaproszeni zostali: dotychczasowy realizator dźwięku James Pinker, który wraz z Tonym Ayresem obsługiwał wielki kocioł orkiestrowy, Martin McGarrick i Gus Ferguson - grający na wiolonczelach, Richard Avison i Simon Hogg na puzonach, Carolyn Costin na skrzypcach; w jednym utworze swego głosu użyczył Andrew Hutton. Brendan wziął ponadto na siebie odpowiedzialność za nagranie partii instrumentów klawiszowych i programowanie elektronicznej perkusji. Płyta "Spleen & Ideal" nagrana została w studiu Woodbine Street pod czujnym okiem Johna A. Riversa i Jonathana Dee. Zwłaszcza ten pierwszy okazał się szczególnie bliski muzykom, swoją wrażliwością muzyczną i umiejętnością słuchania znakomicie wkomponowując się w artystyczną ideę DCD. Powstała rzecz wielka, uzdrawiająca namiastka geniuszu.
Tytuł albumu zainspirowany został słynnym tomem poezji "Kwiaty zła" pióra wybitnego XIX-wiecznego francuskiego symbolisty, Charlesa Baudelaire'a. W warstwie tekstowej płyty odnajdujemy zapis osobistej filozofii życiowej Brendana i w mniejszym stopniu - Lisy. To opowieść o nieustannej walce w zatrutym kręgu smutku i doskonałości, będącego odzwierciedleniem grzeszności ludzkiego ciała i ułomności rządzących jego naturą nakazów na tle uniwersalnych, idealnych znaków przenikających strukturę praw naturalnych. Stajemy nadto w obliczu prawdy o owej walce, która określa stan oczyszczania się przez cierpienie i ból, determinuje relacje pomiędzy człowiekiem a światem. Odkrywanie doskonałości w samym sobie pokazuje piękno i czystość naszej pierwotności, a zarazem obnaża ciemność, larwalność doświadczania rzeczywistości. Podjęcie próby dotarcia do korzeni i zrozumienia własnej historii jest wszakże jedynym warunkiem odnalezienia wolności i otoczenia się świadomością. Lisa i Brendan realizowali marzenie o zaznaniu Ideału przez sztukę oraz szczerość i otwarcie w muzyce. I chyba tylko dzięki temu "Spleen & Ideal" brzmi tak niezwykle.
Magiczna cyfra 9 dzieli "Kwiaty zła" na poszczególne kręgi tematyczne; druga płyta DCD opiewa właśnie na dziewięć kompozycji, które osiągają cudowny stan jedności pomimo stylistycznej dysharmonii. "De Profundis..." - z otchłani...; przez cienkie, lecz mocne płótno swej niedoskonałości dostrzegamy niewyraźne, bijące blaskiem kształty, które zataczają w przestrzeni regularne kręgi. Domyślamy się, że to świat Ideału i w przedziwnych, ulotnych momentach olśnienia wyczuwamy, że już kiedyś to wszystko widzieliśmy - teraz odzywa się pamięć na krawędzi oczu. Dookoła wyczuć można unoszącą się w górę mgłę, dalej otoczone jaśniejącą łuną wzgórza , wszędzie - płytką, przezroczystą wodę docierającą do horyzontu poznania... Wiemy, że żyje tu jakieś najwyższe istnienie, ale nie dostrzegamy go - tak, jak nie widzi się aniołów. Z próżni wydostaje nas muzyka.
Słuchając pierwszych dźwięków tej płyty odkrywam jeszcze inne znaczenie słów "Umarli potrafią tańczyć". Dla mnie twórczość DCD - szczególnie zaznaczona na drugim i trzecim wydawnictwie - jest czymś skrajnie pięknym i jednocześnie bardzo niebezpiecznym. Wydaje się, że Brendan i Lisa czerpią olbrzymią inspirację ze świata ciszy. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale podświadomie czuję, że przez ich dźwięki przemawia milcząca część natury, kryjąca wieczną tajemnicę, potężną wiedzę o naszym pochodzeniu. Słyszę całą magię patrzących na nas chmur, kamieni i popiołów. Wykorzystane instrumenty to intuicyjne środki poznania. Rozlewające się krajobrazy wiolonczel, małe gwiazdki wyczarowywane z puzonów, zamieniające wodę w lód skrzypce, otaczające wszystko klawiszowe pastele i srebrne struny - stanowią ledwie jeden z wariantów spojrzenia na zaczarowany, niezwykły świat. Równie ważna muzyka powstaje równolegle w twoim umyśle; to ty musisz rozpocząć dialog ciała i duszy. Bo to muzyka z otchłani...
"Ascension", "Circumradiant Dawn" czy "Advent" odsłaniają jeden z aspektów ówczesnej wypowiedzi zespołu. Bazuje on na luźnych, podświadomych związkach z muzyką poważną; klasyczny posmak nadaje kompozycjom niezwykłej przestrzeni, odnajduje i wydobywa z nich światło. Dostojne, zwiewne dźwięki gromadzą się w struktury będące kontrapunktem dla muzyki średniowiecznej, aby w jednej chwili zamienić się w figury barokowe lub też XVIII-wieczne aranżacje orkiestrowe. To jak rzeka płynąca przez całe dzieje muzyki. Na jej drodze odnaleźć można zapomniane od setek lat wyspy - "Enigma Of The Absolute"; jest fascynującym, że istniejące od wieków instrumenty wciąż potrafią odkrywać zapomniane harmonie i tworzyć zupełnie nowe, niespotykane układy dysonansowe. Wszystko dzieje się płynnie i z dala od rzeczywistości.
Z drugiej strony - "The Cardinal Sin" czy "Indoctrination (A Design For Living)" to już bardziej współczesne formy, w obrębie których para-jazzowe wzorce z lat 50-tych zatracają się w obłędnym tańcu z sekcją smyczków. Kiedy sto lat temu rodziły się nowe rozwiązania muzyczne, które ukształtowały ostatecznie dzisiejszy jazz nikt nie nadawał im żadnej nazwy; podobnie powstała tysiąc lat wcześniej polifonia była odkryciem na tyle nowatorskim, że nikt nie starał się jej definiować. Oba te wzorce odnalazły w twórczości DCD zupełnie nowe określenia, zmieniły postać, elastycznie przystosowały się do wizji i otwartej formuły artystycznej zespołu. To cały czas głębie i tajemnicze przestrzenie. Widać, że główny nacisk położony został na grę instrumentów harmonizujących, w tym najważniejszego z nich: ludzkiego głosu. Właśnie złożoność inspiracji muzycznych w połączeniu z wizjonerstwem i wrażliwością twórców powoduje, że kompozycje DCD cechuje niespotykana uroda, będąca wynikiem splotu osobliwych struktur dźwiękowych i mistycznej atmosfery. To spotkanie snów, marzeń i fobii, które ta muzyka nieustannie leczy.
"Spleen And Ideal" stanowi zarazem zasadnicze rozwinięcie idei dualistycznej formy kreacji. Wyczuć można dość wyraźną różnicę między kompozycjami Brendana a utworami, w których śpiewa Lisa; na kolejnych wydawnictwach DCD ta tendencja będzie się pogłębiać. Dzieła Brendana wydają się bardziej usystematyzowane; konkretny tekst, będący filozoficzną podstawą przesłania zamknięty jest z reguły w w charakterystycznym modelu kompozycji typu zwrotka - refren - zwrotka, itd. Z kolei utwory przepojone głosem Lisy, będące przecież w większości lub w całości efektem pracy Brendana - mają bardziej nieformalny układ kompozycyjny, zbliżający je raczej do tradycji improwizacyjnej. Głos wokalistki DCD roztacza magiczne opowieści już zupełnie poza ramami instrumentarium. Konkretne dźwięki są echem wokaliz, rozpędzonym strumieniem świadomości. Tak jak w utworach "Mesmerism" i "Avatar"; to potężna, intensywna szarość, pod powierzchnią której leżą wszystkie kolory ludzkiej pasji - cała feeria plam, refleksji, abstrakcji... To dlatego te melodie i klimaty tak głęboko zapadają w pamięci. Nawet nie warto bronić się przed nimi. One budują kości i wyściełają żyły... Są wszędzie.
"Smutek i Doskonałość" to bardzo ważny i znaczny krok do przodu w twórczej ewolucji zespołu. Debiutancka płyta stanowiła zbiór gromadzących się latami, często oderwanych od siebie pomysłów, a muzycy nie potrafili w ramach rockowej konwencji właściwie wyrazić wielu elementów swojej muzycznej idei. Dotyczyło to głównie wpasowania unikatowego śpiewu Lisy w strukturę kilkuminutowych utworów. Drugi album DCD jest już w pełni sprecyzowaną i zorganizowaną wypowiedzią ludzi świadomych artystycznie. Jednocześnie zawiera on muzykę na tyle nieszablonową i zagadkową, że nie sposób jej zdefiniować. Brendan i Lisa znaleźli swój własny język dźwięków, którym mogli teraz zapełnić każdą chwilę życia, a kolejne jego znaki napełniać mocą znaczeń. Zespół stał się prawdziwym ewenementem na muzycznej scenie. Dzięki jego muzyce udaje mi się czasem dostrzec przez ułamek sekundy czerwoną postać z białą gwiazdą w dłoni przechodzącą przez drzwi percepcji; chylące się ku upadkowi posępne bryły odnajduję zaś na każdym prawie kroku. I wtedy staram się obudzić.