Ośrodek Działań Ekologicznych "Źródła", Łódź, 8 stycznia 2000.
Wielka muzyka przyciąga, otwiera swe drzwi, zamyka oczy i spędza z powiek pył codziennych odcieni szarości. Jej duch nakazuje za nią podążać, rozmawiać z ciszą i przytulać się do aksamitnych zasłon dźwięków. Magia narodzin pięknych chwil - spotkanie człowieka ze śpiewem otaczających aniołów światła; krąg ciał przeszytych oddechami nieba. Gromadzenie się wokół żaru konkretnego i najbliższego. Tęsknota za ideałem i bliskością zjednoczenia potrafi kreować momenty wspaniałe, abstrakcje, które przemieniają się w małe kamienie.Trzeba tylko chcieć zagrzebać nogi i jedną rękę w chłodnym, wilgotnym piasku. Warto to uczynić, bo przeżyć można coś wyjątkowego, oddalonego od całego chaosu zewnętrznej powłoki; zatrzymać się na chwilę nad niespieszną wodą i zajrzeć głębiej. Każdy człowiek winien na własną rękę poszukiwać pejzaży swego początku. Zacznijmy od czegoś małego.
Tego wieczoru wnętrze zabytkowej łódzkiej kamienicy stało się prawdziwą świątynią. To dobrze, że spotkaliśmy się w jednej chwili, w jednym miejscu i w takim gronie. Od początku wiadomo było, że schodzimy się z różnych, często oddalonych od siebie miejsc, lecz spotykamy się w jednym, uporządkowanym świecie, w którym maski rozpadają się pod uzdrawiającym ciężarem świadomych spojrzeń, mądrych uśmiechów. Kiedy tylko powitałem pierwszego gościa wiedziałem, że w czasie najbliższych kilku godzin poznam ludzi, których nigdy nie widziałem na oczy i których doskonale znam. Pośród pływających iskier cudownej niepewności i ciekawości dokonywała się wspólna transgresja myśli, niekoniecznie słów. Jak wielką radością było dla mnie oglądać Wasze trochę zdziwione, mile zaskoczone twarze. Czy spodziewaliście się zwykłego, przytulnego mieszkania? Może to dobrze, że było tak intymnie i kameralnie do bólu. Nawet nie musieliśmy się skradać... Ciepłe obrazy chińskiej herbaty i ogród zapachów kadzideł pozwolił nam oswoić się z nowym - zatopić się w rozmowie dusz. Śliski parkiet uciekał pod nogami, odbijał pochylone światło świec. Rozbrzmiała Nasza Muzyka.
Rozlegający się raz po raz dzwonek do drzwi nie mógł zagłuszyć najwyższego piękna - nigdy. Przychodziliście z innej rzeczywistości, zagłębialiście się w niebezpiecznie urokliwe rejony. Królestwo wyobraźni rozpoczęło triumfalny taniec nad światem martwych zasad i nieprzytomnych z szaleństwa idei. Oto wszyscy zaczęliśmy pozbywać się swoich cieni. Przyciągnęło nas, odlepiliśmy się na dobre od niewygodnych siedzeń rozpędzonej karuzeli. Wreszcie mogliśmy normalnie oddychać. Nie ma sensu nawet tego opisywać. Wznosiliśmy się i opadaliśmy, tańczyliśmy, śpiewaliśmy, krzyczeliśmy, klaskaliśmy - jak cudownie było widzieć wzruszenie na niektórych twarzach. Wspólnie odbyliśmy podróż przez cały olbrzymi świat dźwięków
Dead Can Dance, od wczesnych rockowych form po potężne, etniczne opowieści. To było jak poszukiwanie utraconej, wyśnionej harmonii duszy i ciała. Oderwanie... Tym razem nie wołały nas ptaki, nie wołał nas nikt. Szczególna, silnie zindywidualizowana tajemnica DCD stała się totalnym, zbiorowym przeżyciem. Niewyraźne postaci falujące przez ciemność pomieszczenia wysyłały potężny blask, prawdziwe przesłanie piękna. To było kwintesencją sobotniego wieczoru DCD. Ogromnie cieszę się, że przybyli również Ci z Was, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się ze światem Brendana i Lisy. Wasza radość z odkrycia nowych inspirujących przestrzeni jest dla mnie szczególnie ważna. Z całego serca dziękuję Wam wszystkim za to, że zechcieliście przyjść na spotkanie z DCD; za to, że byliście wspaniale czyści i otwarci. Czuję się ogromnie zaszczycony, że mogłem poznać Was i Wasz mikroświat, tak bardzo zbliżony do mojego wnętrza. Dziękuję za tą wspaniałą naukę. Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie na kolejnym wieczorze z Naszą Muzyką. Może będzie nas więcej? Życzę Wam wszystkiego dobrego!