Po oficjalnie ogłoszonym w grudniu 1998 roku rozpadzie
Dead Can Dance miłośnicy grupy długo spekulowali na temat jego przyczyn. Zaprzestanie działalności było tym bardziej niespodziewane, że wiadomo już było wówczas o powstającym nowym albumie i – patrząc z zewnątrz – nic nie wskazywało na taki obrót spraw. Choć niedługo po tej dość lakonicznej wypowiedzi zarówno Brendan, jak i Lisa starali się załagodzić klimat, opowiadając w wywiadach o „rozbieżności wizji artystycznych”, nie uspokoiło to niektórych fanów, którzy wciąż doszukiwali się innych powodów, m.in. leżących w sferze prywatnych relacji liderów grupy. Oni zaś konsekwentnie milczeli lub ograniczali się do lakonicznych wypowiedzi o uspakajającym tonie. -
Gdy znów się spotkaliśmy, nie mogliśmy się dopasować, coś było nie tak, życie poszło swoim torem – mówiła Lisa w jednym z niedawnych wywiadów. -
Mieszkałam w Australii, on [Brendan] w Irlandii... przedtem zawsze mieszkaliśmy w tym samym mieście, w tym samym domu, zanurzeni w tych samych pragnieniach, literaturze, malarstwie. To nie było coś, co stało się w ciągu jednej nocy, nic, co można by wyszczególnić... - Z kolei Brendan już wcześniej nie ukrywał, że bardzo chciałby doprowadzić do reaktywacji zespołu, jednocześnie wskazując stojące na drodze ku temu przeszkody:
Od 1993 roku Lisa była zaangażowana przynajmniej w trzy filmowe projekty rocznie, od czasu do czasu jeździła w jakąś solową trasę koncertową i to nie tak często jakby chciała. Mimo tego temat powrotu do wspólnego grania pojawiał się w naszych rozmowach regularnie.Już patrząc na liczbę projektów muzycznych, w jakie angażowali się Brendan i Lisa w trakcie swojej działalności solowej, można z łatwością dostrzec różnice w ich podejściu do artystycznej pracy. O ile Lisa często przypominała o sobie nagrywając kolejne albumy, dając koncerty i tworząc muzykę filmową, tak Brendan potrzebował wiele czasu, by na przestrzeni kilkunastu lat wydać dwa solowe albumy. Gdy dodać do tego sprawy rodzinne, które również stały się bardziej angażujące, można spokojnie stwierdzić, że jedną z głównych przyczyn wieloletniego milczenia DCD był... zwyczajny brak czasu.
Jesienią 2004 roku świat obiegła wieść o reaktywacji
Dead Can Dance. Olbrzymi entuzjazm fanów został nieco ostudzony zastrzeżeniem Brendana i Lisy, że owa reaktywacja dotyczyć miała wyłącznie jednorazowej trasy koncertowej, będącej swoistym podsumowaniem muzycznego dorobku grupy oraz godnym pożegnaniem się z odbiorcami, mającym zatrzeć pewien niesmak po wydarzeniach z 1998 roku. Informację tę ogłoszono zaledwie niespełna pół roku przed rozpoczęciem tournée i krótko po tym poznano rozkład trasy. W sumie 34 występy w Europie i Ameryce Północnej. Dla polskich miłośników grupy wielką radością była zapowiedź pierwszego – i jak się zanosiło - ostatniego koncertu
Dead Can Dance w naszym kraju.
Prócz dwojga liderów w trasę wyruszyło siedmiu muzyków, w większości współpracujących już wcześniej z DCD.
John Bonnar i
Lance Hogan znani nam są z koncertowego albumu „
Toward The Within” z 1994 roku, zaś
Michael Edwards oraz
Patrick Cassidy to współpracujący często z Lisą klawiszowcy (i zarazem uznani kompozytorzy). Do powyższego grona dołączyło też trzech nowych artystów: perkusiści
Niall Gregory i
Simeon Smith oraz basista
Laurence O'Keefe.
Obmyślona na tę trasę tracklista obejmowała utwory z dość szerokiego okresu działalności grupy (z uwzględnieniem solowych dokonań Lisy i Brendana), zabrakło jednak jakiegokolwiek z utworów, które ukazały się na albumach sprzed „
The Serpent's Egg”. Mimo tego na listę kompozycji złożyły się niemal wyłącznie największe i najbardziej rozpoznawalne dokonania DCD z ostatnich lat, nierzadko w zaskakujących i świetnie przyjmowanych przez publikę aranżacjach. Prócz nich koncerty uzupełniały dwa zupełnie nowe utwory: „
Crescent” oraz „
Saffron”, które z miejsca zostały okrzyknięte jednymi z najlepszych dokonań grupy, choć jeszcze przez lata nie posiadały swoich studyjnych wersji. W takiej formie ukazały się dopiero na wydanym w 2010 roku solowym albumie Brendana „
Ark” (tam też utwór „Saffron” zmienił swój tytuł na „
Babylon”).
Przed wyruszeniem w trasę postanowiono, że po jej zakończeniu wydane zostaną specjalne limitowane dwupłytowe albumy koncertowe z zarejestrowanymi występami w wybranych miejscach. Poniżej prezentujemy ich pełny spis:
Europa:
Dublin (10/03/2005)
The Hague (12/03/2005)
Paris (14/03/2005)
Lille (16/03/2005)
Brussels (17/03/2005)
Madrid (21/03/2005)
Barcelona (22/03/2005)
Milan (24/03/2005)
Cologne (26/03/2005)
Munich (27/03/2005)
London (06/04/2005)
London (07/04/2005)
Ameryka Północna:
Seattle (17/09/2005)
Seattle (18/09/2005)
Toronto (01/10/2005)
Montreal (02/10/2005)
Montreal (04/10/2005)
Boston (05/10/2005)
Washington D.C. (10/10/2005)
Chicago (12/10/2005)
Chicago (12/10/2005)
Prócz tego ukazały się również dwupłytowe albumy kompilacyjne o wymownych tytułach: „
Selections from Europe” oraz „
Selections from North America”. Płyty te ukazały się pod szyldem wytwórni „
The Show” specjalizującej się w wysokiej jakości kolekcjonerskich edycjach albumów uznanych wykonawców i obecnie są bardzo trudne do zdobycia.
Trwające od marca do listopada 2005 roku tournée okazało się olbrzymim sukcesem, spełniając wygórowane oczekiwania fanów oraz osiągając jednocześnie wielki sukces komercyjny. Bilety na koncerty zazwyczaj znikały już po kilku dniach od rozpoczęcia sprzedaży, także w Polsce, gdzie
Dead Can Dance dało pamiętny koncert w warszawskiej Sali Kongresowej 31 marca.
Miłośnicy grupy mieli nadzieję, że tak pozytywny odzew z ich strony da muzykom do myślenia i zaowocuje dalszą działalnością
Dead Can Dance objawiającą się także nowymi albumami studyjnymi. Tak się jednak nie stało, Brendan i Lisa konsekwentnie trzymali się obranego wcześniej założenia i po zakończeniu trasy ogłosili ostateczny rozpad
Dead Can Dance.
Na ponowny przełom trzeba było czekać jeszcze kilka lat.