Na przełomie 1983 i 1984 roku Dead Can Dance postanowiło dać kilka koncertów, aby ostatecznie doszlifować swój repertuar i wysondować reakcję publiczności na ich nowe kompozycje. Swój pierwszy występ na żywo po ponad rocznej przerwie zorganizowali w jednym z małych klubów w Londynie. Przeszedł on właściwie bez większego echa, choć w kilku mniej znaczących pismach pojawiło się trochę recenzji, które już wtedy pokazywały nieporadność dziennikarzy, chcących zaklasyfikować jakoś prezentowaną przez DCD muzykę. Porównywano ich do Birthday Party czy Joy Division, jednocześnie sugerując związki z Cocteau Twins. Na początku 1984 roku Dead Can Dance wyruszyli w krótką trasę po Holandii i Francji wraz z Cocteau Twins (4AD połączyło ich trasę ze względu na niższe koszty). Po jej zakończeniu obie grupy dały wspólny występ w londyńskim Victoria Palace, gdzie po raz pierwszy zespół Brendana i Lisy został dostrzeżony przez branżę muzyczną na większą skalę. Na koncertach grupie towarzyszył James Pinker, który również przybył do Londynu z Nowej Zelandii. Na prośbę Brendana sprawował pieczę nad nagłośnieniem koncertów, w czym sprawował się bardzo dobrze, biorąc pod uwagę specyficzne brzmienie tej muzyki. Co ciekawe, przez cały czas współpracy Pinker był traktowany jako równoprawny członek grupy. To właśnie ta „tajemnicza” piąta postać na wczesnych zdjęciach DCD.
Brendan i Lisa coraz częściej eksperymentowali z nowymi brzmieniami, przy czym ograniczali się do naturalnych instrumentów, bardzo rzadko korzystając z tak popularnej wówczas elektroniki. - Zawsze szukamy czegoś nowego. Część instrumentów znajdujemy sami, innym razem dostajemy je od znajomych – mówiła Lisa w jednym z wywiadów. – Z niektórymi mieliśmy spore kłopoty, jeśli idzie o ich utrzymanie. Np. do czasu przyjazdu do Anglii nie mogliśmy nawet skompletować strun do yang t'chin [58-strunowej chińskiej cytry - przyp. red.]. Z kolei Brendan zarzekał się, że elektronika nigdy go nie interesowała. - Zawsze bardziej ekscytowałem się instrumentami naturalnymi o przyziemnym brzmieniu, aniżeli syntezatorami – mówił. Co ciekawe, przy jednym z ostatnich wywiadów już po wydaniu solowej płyty „Ark”, twierdził z kolei, że elektronika fascynowała go już od lat siedemdziesiątych...