Akt kreacji jest zawsze złożoną, skomplikowaną podróżą wiodącą na skraj przepaści; to zrzucanie rzeczy w dół i długa, boląca cisza. Pionowa ściana urywająca się pod stopami, biegnąca donikąd. Skądinąd nawracający, wciąż powtarzający się stan - artyzm. W tej krótkiej chwili, skonkretyzowanym fragmencie wyrwanym z nieskończoności dokonuje się magia, totalny teatr. Stojący na samej górze anioł z jednym skrzydłem obejmuje tę olbrzymią, otwartą przestrzeń. Opadanie. Można spaść na ziemię, zanurzyć się głęboko. Można również wzbić się do góry i na zawsze porzucić kokon tymczasowości. Najważniejsze, że zdecydowało się na skok: oto esencja sztuki, sens twórczego istnienia. Zrzucanie rzeczy w dół... Echo.
Po wydaniu albumu "Within The Realm Of A Dying Sun" zespół DCD znalazł się w szczególnej sytuacji. Nagrywając trzecią płytę Brendan i Lisa w znacznym stopniu wypełnili i nasycili formułę swojej artystycznej wypowiedzi. Ich muzyczny przekaz spełnił się przecież w poważnym stopniu w dźwiękach z Królestwa Umierającego Słońca. Czy aby jednak było to spełnienie idealne, kosmiczne i ostateczne? Twórczość zespołu stanowiła wszakże od samego początku nieustającą imponderabilię; zagadkę, której w rozumieniu samych muzyków nie należało nigdy odkrywać do końca. Muzyka nie była celem samym w sobie - to jej nurt prowadzić miał do wielkich, otwartych głębin sensu. Zmiana kierunku i natężenia wpisywała się w ramy oczywistości. Czekała nas kolejna, różna jednak od wcześniejszych podróż.
Jeszcze przed rozpoczęciem nagrań do nowej płyty Brendan i Lisa spełnili jedno ze swych wielkich marzeń: ukończyli budowę własnego studia nagraniowego. To był początek czegoś nowego - prawie nieograniczonych możliwości technicznych, produkcyjnych i terminowych. To dawało tak upragnioną namiastkę spokoju, a zarazem stwarzało nową koncepcję bogactwa. DCD świadomie obrali jednak inny kierunek: nieco bardziej kameralny i subtelny, romantyczny i ascetyczny jednocześnie. Ale była to asceza długich, wietrznych dźwięków otoczonych mądrą ciszą, wypełnionych pracą skupienia. W nagrywaniu longplaya ostatecznie wzięło udział dodatkowo sześciu muzyków. Dwie znane już nam skrzypaczki Alison Harling i Rebeca Jackson, dwoje alcistów - Sarah Buckley i Andrew Beesley, wiolonczelista Tony Gamage oraz wokalista David Navarro Sust, wspomagający Lisę w nagraniach a capella. Nowa koncepcja, jaką DCD zamierzali zaprezentować na czwartym albumie, wymagała też nieco innego podejścia od strony produkcyjnej. Dlatego też zdecydowali się na zrezygnowanie z usług wynajętego producenta, co stanowiło ważny krok na drodze ku zrealizowaniu od początku do końca własnej, autorskiej płyty. Jednak już w trakcie nagrań okazało się, iż w części utworów śpiewanych przez Lisę przydałaby się pomoc człowieka, z którym zrobili dwa poprzednie krążki,Johna A. Riversa. Rivers przyjął zaproszenie także i tym razem razem, i wspomógł zespół przy realizacji trzech nagrań, w których zaśpiewała Lisa i finałowego utworu płyty - "Ullyses". Warto wspomnieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy. Otóż Brendan w swojej ciągłej eksploracji świata dźwięków i systematycznie rosnącej kolekcji instrumentów natrafił na najzwyklejszą w świecie katarynkę. Zachwycony jej brzmieniem, po pewnej obróbce studyjnej zdecydował, iż musi ona stanowić integralny element dźwiękowego krajobrazu nowej płyty. I tak instrument używany w XVIII w. przez francuskich trubadurów, a sto lat później spopularyzowany wśród angielskich ulicznych muzyków, wzbogacił artystyczną wizję powstającego albumu. Ostatecznie jesienią 1988 r. płyta "The Serpent's Egg" była gotowa.
Otwierający album, doskonale jednolity dźwięk klawiszowych pasteli przedziera się przez pachnącą zasłonę dymu, aby dać początek wielkiemu misterium. Głęboki i niski akcent perkusyjnego dronu zakreśla najpierw małą, zrazu coraz większą rysę przecinającą skorupę Wężowego Jaja - powstaje misterna mozaika tajemniczych pęknięć, rozcinających granicę pomiędzy tym, co wewnątrz a tym, co daleko poza. Całe morze smyczków owinięte wokół klawiszowych detali buduje nerwowe, sekundowe świątynie, które zaraz napełni głos Lisy. Znów odkrywamy nierealny świat fraktali i zadziwiających zapętleń; nasze ciało reaguje chwilą skostnienia - w obliczu tego piękna wszystko zamiera, aby już za moment skąpać się w renesansie oddechów. W tle pojawia się najpierw częściowo przetworzony elektronicznie, później naturalny głos Brendana. Oto rozmowa światów, które otwierają się czyste, nieznane, wolne od wszelkich zobowiązań. Ta znakomita transgresja prowadzi nas wprost w oślepiający, doskonale jasny, wypełniony białymi skrzydłami najwyższy niebieski krąg, Empireum. Rząd nieskończenie wielkich wysokich kolumn rozsadza delikatne sklepienie, aby wyzwolić mowę Serafinów, wsłuchać się w ich najmądrzejsze śpiewanie. Musimy milczeć, jedynie rzeka ciężkich, miarowych oddechów kradnie i przybliża do nas maleńkie, spękane fragmenty skorupy. Do brzegu... "The Host Of Seraphim" - jakież to zdumiewające, zniewalające preludium. Neoklasyczne współbrzmienia i polifoniczne reminiscencje są zagadką skrywającą jedną z wielkich tajemnic muzyki DCD. Oto w niedługiej, na pozór spokojnej formie odnajdujemy niesamowite wręcz kontrasty dynamiczne, dźwięki rozsadzają kryształy percepcji i za chwilę ustępują miejsca długiej, sięgającej horyzontu ciszy - i znów z powrotem wszystko zasklepia się w cudownej, powabnej harmonii. To wystarczająca przestrzeń czasowa, aby coś mogło narodzić się i umrzeć. Ale szczęśliwie muzyka wiedzie ku ciągłemu wskrzeszeniu.
Oto niepokojący zapach płonących skrzydeł przyciąga nas na ziemię, ten lot może zakończyć się w każdej chwili. Krystaliczny dźwięk dzwonu jest iskrą przyczyny. Królestwo Ognia - "Orbis De Ignis" - przetacza się przez niebo i ziemię, cały świat staje się czerwoną scenerią historii. Proces tworzenia kompozycji Lisy jest jak układanie bukietów z kwiatów życia. Dopiero teraz słychać zachwycającą rozpiętość oktaw głosu wokalistki DCD. Z przodu mocna, wyraźnie zarysowana linia jest ledwie częścią tej boskiej skali - z tyłu roztacza się magiczna poświata niskich tonów, szeptów, modlitw. Quasi-sakralna maniera i nakładanie na siebie różnych barw wokalnych jest dzisiaj jedną z fundamentalnych podstaw muzycznego warsztatu Lisy. Wytwarza się szczególna, kameralna, ale jednocześnie bardzo intensywna atmosfera uniesienia, ludzkiego oczyszczenia, bolesnego skupienia. Opowieść nie ma końca, kolejne dialogi stanowią dźwiękowy sens. Nie ma pośpiechu - to wielkie zobowiązanie zboczenia z codziennej drogi doczesnych porządków. Niewielkie przecież fragmenty innego, zadziwiającego bardzo świata przyciągają nas - tak, jak światło przyciąga ćmy. Zmieniająca się , konsekwentnie ewoluująca muzyka Brendana i Lisy jest dalej tym samym heroicznym, romantycznym bojem o przetrwanie. Coś jednak zmieniło się - to ufność i wielka wiara w przetrwanie człowieka.
"Severance" wydaje się dziś początkiem niezwykle osobistego wyznania Brendana, które na kolejnych albumach zespołu, jak i w twórczości solowej Perry'ego rozwinie się w muzyczną spowiedź, całą historię istnienia człowieka. Powrót do ludzkiej pierwotności i wynikającej z niej bezbronności okazał się na wskroś kreatywnym pomysłem zanurzonym w wodach archetypów, alegorii, skojarzeń. Muzycznie "Severance" tworzą cztery podstawowe, powtarzające się dźwięki owiane ze wszystkich stron prądem klasycznego porządku, całą feerią współbrzmień i długich, niekończących się tonów. Nagle nieco melancholijny świat widziany całe życie przez okno staje w samym środku domu, przenika ściany, wsiąka w fundamenty, otacza i zniewala... Czy warto więc dalej zdrapywać wapno? Biel za paznokciami i szarość dłoni przez sekundę otacza potężna, złota aura:
"Rozłąka
Wichry zmian niszczą ziemię
podczas gdy my pozostajemy
w cieniu minionych już lat
Gdy wszystkie liście
opadną i zamienią się w pył
czy pozostaniemy
wierni naszym zwyczajom
Obojętność
Zaraza przetaczająca się przez tę ziemię
Wróżebny znak
W postaci nadchodzących zmian (...)"
/ "Severance"/
Następna w kolejności kompozycja "The Writing On My Father's Hand" stanowi istotne odstępstwo od stosowanych do tej pory przez DCD reguł, przynosi novum artystycznej kreacji. Otóż dotąd zawsze najpierw powstawała muzyka i ona dopiero inspirowała słowa, sugerowała treść tekstów. W przypadku wokaliz Lisy zwerbalizowany tekst w ogóle nie był brany pod uwagę - muzyka starała się wprowadzić język w kompozycyjne ramy, choć działo się w efekcie na odwrót - to język rozrywał zręby porządku. Brendan jako wielki miłośnik poezji, a szczególnie twórczości Williama Blake'a, od dawna zafascynowany był jego wierszem "Ghost Of A Flea" ("Duch pchły"). Pewnego dnia postanowił stworzyć muzykę, będącą ilustracją tego poematu. Zadowolony z końcowego efektu zaproponował Lisie dogranie partii wokalnej i tak oto utwór został włączony do programu "The Serpent's Egg". Delikatne, misterne dźwięki przetworzonej studyjnie katarynki są tyleż niekonwencjonalnym, nowatorskim pomysłem, co i powrotem do muzycznej skarbnicy przeszłości - to przecież koncepcja i ogólna wizja DCD. Trzeba przyznać, że wypada ona szczególnie urzekająco i ujmująco; te brzmienia są jak krople ciepłego, czystego wiosennego deszczu, to oczekiwanie na wodę życia. Ciepło, wokół podnosi się para - skąd to już znamy? Warto wspomnieć, że mniej więcej w tym samym czasie Brendan stworzył inny muzyczny obraz do utworu Blake'a. Wspaniała, epicka kompozycja "Poison Tree", śpiewana przez wokalistę DCD, nie znalazła się jednak na żadnej oficjalnej płycie zespołu.
Jesteśmy coraz bliżej Wężowego Jaja - cudowne, klawiszowe ósemki rozpoczynają fascynującą opowieść zatytułowaną "In The Kingdom Of The Blind The One-Eyed Are Kings". Z jednej strony ślepcy, z drugiej - jednoocy głupcy - wieczna paralela słabości ludzkiego gatunku otoczona onirycznymi dźwiękami zdaje się pchać nas na skraj przepaści. To potężne wołanie świadomości do utopii i błędnych wizji; to pragnienie zeskoczenia, oderwania się od dyscypliny duszy, obligatoryjności minionych dni. Można wszakże usłyszeć w tym wołaniu jakiś dziwny, podskórny spokój, poddanie się własnej intuicji jako sile sprawczej jestestwa. To prawda, że istnieje fatum, lecz pierwsze jest zawsze sacrum... To jeden z tych utworów, które zapowiadają przemianę dokonującą się w mentalności protagonistów grupy. Powstaje piękno zrodzone prędzej z nadchodzącej radości, niż ze smutku i zwątpienia. Ta muzyka to siła życia dla wielu ludzi. Nietrudno zrozumieć dlaczego tak się dzieje - trzeba podążyć za duchem dźwięków.
Dalej "Chant Of The Paladin" - potężna, transowa mantra, za którą wędrujemy daleko na Wschód: nieopisane zapachy, piękne, muzyczne ogrody, najprawdziwszy dron Sufi; "Song Of Sophia" - krótka, wokalna forma Lisy będąca pieśnią mądrości: piękny, potężny głos konstytuuje własny świat czyniąc to bez udziału żadnych innych instrumentów, i nie sposób pozostać obojętnym na ów czar, bo to muzyka najczystsza, w swej najbardziej pierwotnej postaci. To próba opowiedzenia niebu czym tak naprawdę jest ziemia; "Echolalia" - słowo oznaczające zdolność człowieka do mówienia różnymi abstrakcyjnymi językami bez zrozumienia słów stało się tytułem fascynującej, polifonicznej wypowiedzi, w której głos kobiety i głos mężczyzny zdają się opuszczać przypisane im miejsce na przeciwległych biegunach seksualności, zlewając się w zgodną całość, która może symbolizować wspólny, ludzki korzeń. Stąd pierwotny, niezrozumiały język i słuchanie swej drugiej połowy - opowieść magiczna.
To wszystko prowadzi nas do prawdziwej eksplozji Jaja Węża. Najpierw perkusyjna kanonada w "Mother Tongue" przypomina o sensie i istocie muzyki DCD. Jakże wymownie brzmi tytuł kompozycji - "Mowa ojczysta". Język bębnów z różnych stron świata jest polirytmicznym i multikulturowym procesem antropomorfizacji. Rytmiczna tradycja krajów Czarnego Lądu, Dalekiego Wschodu i ludu Aborygenów obrazuje ludzki charakter natury, odsłania nieustanną walkę żywiołów. Mistrzowskie, złożone przebiegi perkusyjne zdają się w pewnym momencie urywać; słyszymy tedy odgłos płynącej wody i śpiew Lisy powtarzającej natchnione zaklęcia. "Mother Tongue" jest pierwszą, całkowicie perkusyjną wypowiedzią DCD, która może w pierwszym momencie onieśmiela, przytłacza, ale aby zrozumieć muzykę zespołu - trzeba poznać ojczystą mowę Brendana i Lisy. Zataczamy olbrzymi krąg: z Królestwa Ognia do otwartego morza...
"Jeśli ty i ja bylibyśmy zgodni
Jakie są nasze cele
Wciąż nie zmieniłoby to
Faktu, że odchodzimy stąd.
Dziś wieczorem musimy odpłynąć
Z pierwszą łagodną bryzą
Na Wyspę Ken żeglujemy
Tak jak Ulisses na otwartym morzu
W Odysei odkrycia samych siebie"
/ "Ullyses"/
Roztańczone dźwięki w rytmie wiedeńskiego walca otwierają wielki finał albumu, utwór "Ullyses". Zwiewne, nieludzko piękne brzmienia składają się na ogólne przesłanie płyty, które sugeruje istnienie romantycznego rozwiązania, w jakim pokładać winniśmy naszą nadzieję na przyszłość - że natura pomimo wszystko przetrwa, a człowiek odrodzi się na nowo. To dla mnie jedna z piękniejszych, najjaśniejszych i niewinnych kompozycji w dorobku zespołu. Sprawia ona wrażenie ciepłej, pogodnej i bajkowej odysei - oto pokonujemy żywioły; wszelkie potwory i sublimacje zła zostają na drugim brzegu. To zarazem początek nieco innej drogi twórczej DCD, która raz zanurzywszy się w naturze ludzkiego grzechu i smutku, wybija teraz fontanną adamowego kultu, początku, wszelkiej witalności; błyszczy wszystkimi niewidzialnymi kolorami.
Płyta "The Serpent's Egg", przez wielu określana mianem twórczego załamania zespołu po klasycznym już dzisiaj albumie "Within The Realm Of A Dying Sun" jest dla mnie, owszem, niesłychanie ważnym, zbawiennym odkryciem nowych muzycznych dróg w świecie Brendana i Lisy. "W tym co robiliśmy i nadal robimy, zawsze istniała tendencja ku minimalizmowi. Choć może lepsze byłoby tu inne określenie - rozkładanie rzeczy aż do ich esencji, istoty. Pozbawienie ich tej całej zbędnej otoczki. Muzyka jest językiem jaki wybraliśmy i zaadoptowaliśmy do naszych potrzeb ze względu na jej uniwersalną naturę, jej zdolność do łączenia intelektu i emocji" - mówił Brendan w jednym z wywiadów. "The Serpent's Egg" to przepiękne, mądre i kolorowe zmaterializowanie owej idei. To nade wszystko fascynująca przygoda, którą warto przeżyć, aby świat wydał się choć trochę lepszy. Zrzucanie rzeczy w dół...